Maraton S03 odcinek 8 – bolesny trening

Maraton S03 odcinek 8 – bolesny trening

Po udanym poprzednim tygodniu czekał mnie powrót w rygor treningowy. Nie był on łatwy bo zmęczenie dość mocno wpływało na tempo i chęć treningów.

pain-300×240

źródło: https://fitexcellence.com/

Wtorek, 18 stycznia 2011 – OWB1 – 10km

Do tej pory po każdym poważnym starcie robiłem sobie przerwę około tygodniową czasami nawet dłuższą. Miałem czas na zaleczenie urazów i powrót ochoty do biegania. Jurek Skarżyński proponuje inną metodę – wyjść na delikatny trening celem rozmasowania mięśni. Kolejne duże wyzwanie dla ciała i umysłu. Samo zdecydowanie się na taki krok wiele mnie kosztowało. Pierwsze kroki były potworną mordęgą. Szczególnie bolały mnie piszczele. Nogi były potwornie sztywne czułem się jakbym biegł na szczudłach.

Po kilku przebiegniętych kilometrach nie mogłem się opędzić od myśli, żeby zawinąć do domu. Każdy krok tego masażu oznaczał ból. Chyba jedynie chęć wyrobienia zaplanowanego dystansu pchnęła mnie do dalszego biegu. Ku mojemu zdziwieniu od jakiegoś 7km mój bieg nabrał tempa, nogi zostały nieco odczarowane. Ostatnie 3km były już względną przyjemnością. Szczerze, był to jeden z najtrudniejszych biegów w mojej karierze. Tempo bardzo kiepskie: 06:46/km.

Czwartek, 20 stycznia 2011 – OWB1 – 10km + GS

Mimo, że najtrudniejszy bieg miałem już za sobą kolejny był jedynie odrobinę łatwiejszy. Nie wyobrażam sobie jak ciężko może przyjść zalecane przez Jurka roztruchtanie po maratonie. Będę kolejny raz umierał z bólu… Dokuczały mi jeszcze mięśnie piszczelowe. Czucie nóg wróciło po kilku kilometrach. Tempo było lepsze niż poprzednio ( 06:33/km)mimo wyraźnie gorszych warunków pogodowych. Spadł śnieg i szybko zamarzał. Bieganie w letnich butach stanowi już duże wyzwanie..

Z nowości po raz pierwszy na treningu miałem koszulkę Brubeck – Dry Body Guard. Mimo lekkiego mrozu (-2) i uczucia chłodu na początku treningu po rozpoczęciu biegu było mi ciepło. Myślę, że będzie mi ona towarzyszyć raczej jesienią i wiosną. Na większe chłody należy dozbroić się dodatkową warstwą ubrania.

Sobota, 22 stycznia 2011 – OWB1 przeb – 12km

Ten tydzień stoi zdecydowanie pod znakiem nowości odzieżowych. W nietypowych okolicznościach stałem się posiadaczem odzieży termoaktywnej Tchibo. Postanowiłem niezwłocznie wypróbować ją na sobie. Wyglądała na cieplejszą niż Brubeck a porównanie miało mi posłużyć do podjęcia decyzji w czym pobiec jutrzejszą WB.

Zima przysypała chodniki znaczną warstwą śniegu. Musiałem więc zmienić buty na moje trialowe Nike. Wreszcie odzyskałem świeżość. Nogi zaczęły się same kręcić a bieg był w miarę przyjemny. Po okrążeniu mojej mieściny wybrałem się na przebieżki na asfalcie. Zwykle ten fragment był dobrze odśnieżony i czarny. Tym razem było nieco gorzej, ale można było pokusić się o szybkie bieganie. Wysiłek w niższej niż zwykle temperaturze spowodowao atak kataru. Miałem obawy czy zdążę się wykurować do jutra. Aha – bielizna sprawdziła się na tyle dobrze, że postanowiłem ją założyć kolejnego dnia. Była zdecydowanie cieplej na dole niż w Magnum Saturn a na górze byłem mniej spocony niż w Nike ACG.

Niedziela, 23 stycznia 2011 – WB 18,5km

To trening jaki wykonywałem wbrew swojemu leniowi. Rano miałem problemy z dobudzeniem się. Na dodatek na dworze było chłodniej niż poprzedniego dnia i padał śnieg. Po rozpoczęciu biegu wcale nie było łatwiej. Na dodatek doszły problemy z pulsometrem. Nie byłem w stanie za pomocą niego kontrolować tempa biegu. Pozostawało więc kierować się naturalnymi metodami. Gdy oddech nie był swobodny i pełny zwalniałem. Już po pierwszych kilometrach miałem ochotę przestać. Powody jakie sobie wymyślałem były różne: jesteś przeziębiony powinieneś trochę odpuścić, żeby nie rozchorować się na dobre; czuję, że nie jestem gotowy do tak długiego biegu jeszcze się regeneruję po starcie. Jedynym, ale mocnym kontrargumentem było zdanie przewijające się w relacjach z debiutu maratońskiego: Zabrakło mi wytrzymałości, bo odpuszczałem długie wybiegania. Ja nie będę odpuszczał! Wbrew niechęci, pogodzie, zmęczeniu. Ukończyłem 18,5km w niezbyt dobrym tempie 6:40/km. Może mógłbym biec szybciej, ale brak wskazań pulsometru pozbawił mnie możliwości precyzyjnej kontroli wysiłku.

Podsumowanie

Wbrew moim obawom o postartową realizację treningu udało się zamknąć go w prawie 100%. Kilometraż: 50.63km w czterech treningach.

about author

admin

related articles

Popularne teksty: